Część 1
Wiedziałem jak wygląda z ulicy budynek Aresztu Śledczego w Warszawie-Służewcu. Nie raz odbywałem wirtualne przechadzki pod bramą, którą później przekraczałem w tę i z powrotem przez parę ładnych lat.
Jednak wtedy, w to zimowe popołudnie towarzyszyła mi dziwna mieszanka niepokoju, niepewności i ciekawości. Perspektywa 6 lat pozbawienia wolności nie wprawiała mnie w najlepszy nastrój. Stojąc pod bramą ze spakowaną torbą nie miałem pojęcia co będę robił za godzinę albo dwie, z kim trafię do celi?
Stawiłem się do odbycia kary w wyznaczonym terminie, ten wyrok to mój pierwszy kontakt z wymiarem sprawiedliwości, od razu z grubej rury. Stąd też ogromne zdziwienie funkcjonariusza Służby Więziennej, który po tym jak wręczyłem mu wezwanie z dowodem osobistym zapytał tylko:
- Jesteś pewny?
Pewny byłem. Nie chciało mi się bawić w chowanego z Policją i innymi, choć mógłbym. Znam języki, miałem parę złotych, mogłem wyjechać. Ale wizja odwracania się przez ramię przez resztę życia mnie nie bawiła. Wolałem to załatwić i mieć spokój.
Plutonowy, który mnie przyjmował zabrał mi dowód i otworzył drzwi. Pożegnałem się z tatą i poszedłem. Gdy wyszedłem z krótkiego, schludnego korytarzyka na dwór uderzyło mnie mroźne powietrze i widok funkcjonariuszy oraz więźniów w ubraniach skarbowych. Wszystko sprawiało wrażenie miasteczka w mieście. Panował spory ruch. Po prawej stronie widziałem budynek, jak się później okazało to tak zwana ambasada czyli biura administracji. Przeszedłem kolejną furtkę i pokazał mi się kryminał w całej okazałości. Nie denerwowałem się. Czułem, że jestem wręcz pobudzony. Byłem w stanie podwyższonej gotowości, nie wiedziałem czy z którejś strony nie pojawi się zagrożenie. Szeregowy doprowadził mnie do urokliwego pomieszczenia za kratą, w którym czekałem na wyrobienie moich dokumentów i celówki, czyli karty informacyjnej, w której zawarte będą najważniejsze informację na mój temat.
W środku było już 3 panów. Pierwsze pytanie:
-Masz szluga?
Miałem bo paliłem. Stawiałem się sam do odbycia kary, nie zdjęto mnie znienacka dysponowałem więc niespotykanym raczej na tym etapie kary ekwipunkiem.
Poczęstowałem zgromadzonych papierosem i zaczęliśmy gadać. Standardowe pytania, za co, na ile. Gdy powiedziałem, że na 6 lat usłyszałem:
- Oooo kurwa, masz co jebać. Ze 2 lata na zamku to najmarniej. Ja już 3 raz więc mam wyjebane.
Czym jest zamek? Dopiero później dowiedziałem się, że to zakład karny typu zamkniętego.
Chętnie bym pogadał, ale rozmowę przerwała Pani chorąży z działu ewidencji, która zadała mi kilka pytań odnośnie mojej tożsamości i zrobiła zdjęcie. Towarzysza rozmowy w międzyczasie zabrano.
Był jeszcze młody chłopak, później się okazało, że trafimy do jednej celi. Jego deportowali z Holandii za kradzież. Nie odzywał się za wiele.
W końcu zabrano i mnie. Zszedłem na dół na magazyn. Oddałem co miałem oddać, dostałem co miałem dostać, czyli sztućce, naczynia, 2 koce, prześcieradło, dwa ręczniki, maszynkę do golenia, pastę i szczoteczkę do zębów, krem do golenia i mydło. Gość pracujący na magazynie nie był zbyt rozmowny, ale i mi nie chciało się gadać więc nie czułem się nieswojo.
Parę minut czekania i przyszedł po mnie doprowadzający.
Zaprowadził mnie na sieczkarnik czyli kilka zamykanych pomieszczeń, w których czeka się na kontrolę osobistą. Byłem sam w pomieszczeniu, gdy sierżant zamknął drzwi i usłyszałem dźwięk zamka pomyślałem:
- Czyli jestem już zamknięty.
Po 10 minutach poszedłem na przeszukanie, długo trwało bo miałem sporo rzeczy, sprawdzali wszystko po kolei, łącznie z prześwietleniem, ale w sumie poszło gładko. Przyszedł szeregowy, który prowadził mnie na początku. Sierżant rzucił:
- Na oddział...
Komentarze
Prześlij komentarz